Zarządzanie

Polifoniczność kryzysów

Dorota Siudowska-Mieszkowska 1 lutego 2023

Wysoka inflacja martwi cały sektor produkcyjny. Drastyczny wzrost kosztów energii elektrycznej i gazu narusza stabilność działalności wielu firm, które nierzadko wstrzymują lub ograniczają produkcję, inne planują przestoje. Co dalej?

To, co się dzieje na rynku, nie jest na szczęście, zdaniem ekonomistów, hiperinflacją, czyli inflacją poza jakąkolwiek kontrolą. Powszechnie się uznaje, że do poziomu 5 proc. mówimy o inflacji pełzającej, od 5 do 10 proc. – o inflacji kroczącej, od 10 do 100 proc. – o inflacji galopującej, a dopiero powyżej 100 proc. mówimy o hiperinflacji. Bez wątpienia mamy obecnie szokowy wzrost cen, którego skutki będą długofalowe dla wielu branż.

Ceny surowców oraz energii podlegają okresowym wahaniom, jednak obecne ich wysokie poziomy nie były obserwowane w Europie od ponad 20 lat. W ciągu roku ceny energii elektrycznej i gazu wzrosły nie o kilka czy kilkanaście, ale o kilkaset procent, a w momentach szczytowych ponad tysiąc. Będzie to miało duże znaczenie dla wszystkich sektorów energochłonnych. Wzrosły też ceny paliw, co oznacza że transport surowców od dostawców czy produktów do klientów końcowych będzie znacznie droższy – mówi Jarosław Wajer, partner EY Polska, lider Działu Energetyki w Polsce i regionie CESA. Pamiętajmy że koszty energii są tylko jednym z problemów obecnych przedsiębiorców. W wielu krajach rządy obawiają się braku dostępu do surowców, co wpłynęłoby na wolumen produkcji i transportu, a ostatecznie także na PKB gospodarki – dodaje.

Definiując obecną sytuację rynkową, Agnieszka Haik, group business development director z Grupy Raben, wymienia niestabilność, zakłócenia w wielu dziedzinach gospodarki, destabilizację rynku pracy, kryzys energetyczny, a w konsekwencji wzrost cen gazu i energii elektrycznej. – Obecnie mamy ryzyko potencjalnego ograniczenia dostaw tych zasobów, co może spowodować rzeczywiste problemy gospodarcze. Biznesy najbardziej energochłonne ograniczą lub wstrzymają produkcję, wpływając na podaż oferowanych dóbr czy usług – przewiduje Agnieszka Haik.

Potwierdza to prof. Witold Orłowski, którego zdaniem kilkukrotny wzrost cen oznacza dla firm drastyczny wzrost kosztów produkcji przy ograniczonych możliwościach przerzucenia tych kosztów na klienta. – Im bardziej energochłonny typ produkcji, tym większy problem. Ze wzrostem wielu kosztów można walczyć oszczędnościami, ale w wypadku cen energii możliwości te są bardzo ograniczone. Wielu firmom po prostu grozi bankructwo lub konieczność zawieszenia działalności – twierdzi ekonomista.


Wysokie ceny energii i gazu w Unii Europejskiej

Michał Koleśnikow, kierownik zespołu w Departamencie Analiz Ekonomicznych PKO Banku Polskiego, podkreśla, że z podobnym problemem musi sobie teraz poradzić większość gospodarek, w tym szczególnie gospodarki Unii Europejskiej, gdzie wzrost cen energii jest szczególnie dotkliwy. – Zużycie energii na jednostkę PKB w Polsce jest większe niż przeciętnie w państwach Unii Europejskiej. Wynika to z nieco mniejszej produktywności czynników wytwórczych, struktury naszego PKB i klimatu, który powoduje, że dużo energii zużywamy do ogrzewania mieszkań, budynków użyteczności publicznej oraz budynków komercyjnych. Można w takim razie wyciągnąć wniosek, że obserwowane wzrosty cen energii odbiją się na gospodarce polskiej w większym stopniu niż przeciętnie w państwach Unii Europejskiej – mówi Michał Koleśnikow.

Co więcej, zdaniem eksperta PKO BP, Polska ma jeden z wyższych w Unii udział w PKB branż wykorzystujących duże ilości gazu ziemnego. Chodzi tu o branże takie jak petrochemia, chemia, metalurgia, produkcja mineralna, papiernictwo, produkcja spożywcza. Ceny gazu są obecnie bardzo wysokie – będące wyznacznikiem cen w Unii Europejskiej kontrakty TTF na dostawy w 2023 r. są przeciętnie o około 250 proc. wyższe, niż były kontrakty na 2022 r. Niemniej dostępność gazu dla odbiorców wrażliwych wydaje się zapewniona. Nie są jednak wykluczone ograniczenia w dostępności gazu do niektórych dużych odbiorców przemysłowych. Gdyby sytuacja na unijnym rynku gazu uległa dalszemu pogorszeniu i konieczne byłoby wprowadzenie oszczędności jego zużycia na poziomie unijnym, gospodarka polska może być dotknięta w większym stopniu niż w większości pozostałych państw Unii Europejskiej.

Michał Koleśnikow zwraca jednak uwagę na jeden ważny czynnik, który powoduje, że polska gospodarka wcale nie musi odczuć mocniej wysokich cen energii. – Od jesieni 2021 r. ceny energii elektrycznej w Polsce są niższe niż w większości państw Unii Europejskiej, szczególnie w Niemczech. Wynika to z niewielkiego uzależnienia polskiego sektora energetycznego od dostaw gazu z Rosji i dużego udziału węgla w miksie energetycznym. Oznacza to, że ulokowane w Polsce zakłady firm energochłonnych zyskują tymczasową przewagę nad konkurentami z innych państw Unii Europejskiej. Może to do pewnego stopnia zwiększać popyt na ich produkty lub przynajmniej ograniczać skalę spadku tego popytu – wyjaśnia ekspert PKO BP.


Branża produkcyjna w dali podwyżek

Eksperci są zgodni co do tego, że dla przedsiębiorców najbliższe miesiące nie będą łatwe. Wiele kluczowych dla polskiej gospodarki gałęzi przemysłu to branże energochłonne: branża metalurgiczna, petrochemiczna i rafineryjna, chemiczna, produkcja papieru, cementu, wyrobów ceramicznych, szkła, włókien sztucznych, płyt meblowych oraz niektóre segmenty branży spożywczej. Część z tych branż w dużej mierze korzysta z gazu ziemnego jako źródła energii lub do procesów chemicznych. Zdaniem Michała Koleśnikowa z PKO Banku Polskiego, w tych branżach sytuacja może być jeszcze trudniejsza niż w branżach zużywających duże ilości energii elektrycznej, gdyż skala wzrostów hurtowych cen gazu jest jeszcze większa. Co więcej, występuje ryzyko ograniczenia dostaw gazu do dużych zakładów przemysłowych.

Wysokie ceny nośników energii to również drogie paliwa do transportu, co w największym stopniu wpłynie na podwyżkę kosztów operacyjnych firm wykorzystujących surowce i materiały masowe przewożone transportem drogowym – twierdzi Koleśnikow. Według eksperta można oczekiwać spowolnienia, a nawet spadków produkcji w branżach energochłonnych i dóbr trwałego użytku. Niektóre zakłady wstrzymały lub ograniczyły już produkcję, inne planują przestoje.

Zdaniem Jakuba Lebiedzińskiego, kierownika zespołu w Biurze Analiz i Monitoringu Ryzyka w Allianz Trade, większość firm produkcyjnych nie czekała na zimowe ograniczenia w dostawach czy dalszy drastyczny wzrost kosztów. Dbając zarówno o rentowność w przyszłości, jak i bieżący bilans kosztów, firmy podnosiły ceny, znajdując alternatywne sposoby na obniżenie kosztów, a gdy było to niemożliwe – ograniczały produkcję. – Firmy podniosły ceny wraz ze wzrostem kosztów, np. w sektorze spożywczym, w którym ceny w trzecim kwartale były o 25 proc. wyższe niż przed rokiem. Nie wszystkie sektory produkcyjne mają jednak taki sam, niezmienny popyt, jak żywność (a więc i siłę cenową), np. dobra trwałego użytku, jak meble – tłumaczy ekspert Allianz Trade. Zdaniem Jakuba Lebiedzińskiego, drugim rozwiązaniem jest poszukiwanie obniżki kosztów, m.in. przez własne instalacje fotowoltaiczne. – Rozwojowi PV sprzyjał zastój na rynku inwestorów indywidualnych: zmiana zasad rozliczeń osłabiła popyt, który dystrybutorzy i wykonawcy rekompensowali sobie przynajmniej częściowo zamówieniami ze strony biznesu. Nie jest to najlepszy czas na inwestowanie, gotówka i maksymalizacja płynności są priorytetem w czasach kryzysu, ale w wielu firmach, m.in. maszynowych, udział energii w kosztach wzrósł dwukrotnie. Wiele przedsiębiorstw zainwestowało w ostatnich dwóch latach w fotowoltaikę i to ją wskazuje jako źródło oszczędności. Ponadto firmy zmniejszają wykorzystywaną powierzchnie biurową i produkcyjną, kupują energię na rynku spotowym, obecnie ceny te spadły poniżej tysiąca złotych za megawatogodzinę – podkreśla Jakub Lebiedziński.

Trzecim sposobem na wysokie ceny energii jest, zdaniem eksperta, ograniczenie produkcji. Przejawia się to na dwa sposoby: ograniczenia poboru mediów (np. gazu) oraz – idąc dalej – w zawieszeniu lub zamknięciu działalności (z reguły nie bezpowrotnie, a raczej z nadzieją powrotu na rynek w perspektywie przyszłego roku). Firmy ograniczyły już skalę produkcji – wszelkiego rodzaju energochłonne przedsięwzięcia, takie jak uprawa kwiatów, szklarnie, piekarnie, ale także odlewnie metali itp. Wiele firm zawiesiło lub zakończyło działalność, chcą poczekać na lepsze czasy, czyli na wiosnę i lato, bez ponoszenia strat. Nie było więc wyczekiwania na jesień i zimę, na rekordowe koszty energii i ewentualne braki w jej dostawach.


Problemem nie tylko ceny energii

Coraz więcej firm podnosi kwestię rosnących kosztów zatrudnienia, kluczowym czynnikiem będzie wzrost płacy minimalnej od stycznia, a następnie od lipca 2023 r. Już teraz firmy ograniczają koszty zatrudnienia, na miejsce odchodzących pracowników na dużo mniejszą skalę prowadzą rekrutacje zewnętrzne, radząc sobie dostępnymi siłami i rotując pozostałymi pracownikami.

Przemysł musi bronić się przed kryzysem. Jestem zwolenniczką zasady „trzy razy O”: optymalizacja, oszczędność, obserwacja. Należy prowadzić w firmie taką działalność, by upraszczać procesy, a jednocześnie przyglądać się wynikom operacyjnym oraz temu, czy wykonywane działania są możliwie efektywne. Oszczędność to złota cecha w dzisiejszych czasach. Firm nie stać na nietrafione inwestycje czy na rozrzutne podejście, np. w zakresie zatrudnienia czy zakupów – podsumowuje Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.


Komentarz

dr Arkadiusz J. Derkacz, ekspert Przedsiębiorcy.PL

Firmy produkcyjne należy podzielić na te, które wytwarzają dobra pierwszej potrzeby, oraz pozostałe. Podział ten wydaje się fundamentalny dla udzielenia odpowiedzi na pytanie o wpływ rosnących cen energii na branżę produkcyjną. Wynika to bezpośrednio z zachowań konsumenckich. Popyt na dobra pierwszej potrzeby jest względnie nieelastyczny w odniesieniu do zmian ich ceny. Gospodarstwa domowe, mimo rosnącej ceny, decydują się na ich zakup. W związku z tym należy wspomnieć o tzw. dobrach alternatywnych. Galopująca inflacja dóbr pierwszej potrzeby może spowodować zmianę w wyborze konsumentów na rzecz chociażby tańszych substytutów. Konsument w dalszym ciągu będzie kupował masło, ale tańsze, choć gorszej jakości. Z drugiej strony mamy do czynienia z tzw. dobrami normalnymi (większość dóbr we współczesnych gospodarkach). Popyt na nie rośnie wraz ze wzrostem dochodów gospodarstw domowych. W tej sytuacji mówimy o dodatniej elastyczności dochodowej popytu. Wzrost cen tego rodzaju dóbr może także spowodować przejście na dobra substytucyjne. Jeżeli dobra producenta będą miały choć częściowo charakter dóbr pierwszej potrzeby, to może spać spokojnie. Jeżeli jednak charakteryzują się one wysoką elastycznością dochodową popytu, możemy mówić o zbliżającej się recesji. Podnoszenie przez tę grupę firm cen, mimo że będzie miało charakter inflacji podażowej, może skutkować wyraźnym obniżeniem konsumpcji, a więc obniżeniem poziomu sprzedaży i przychodów. W firmie pojawi się efekt „zapychania magazynów”, który może doprowadzić do zmniejszenia wykorzystania zdolności produkcyjnych. Dodatkowo, jeżeli będziemy mieli do czynienia z produktami o krótkiej dacie użyteczności, to generowanie zapasów przerodzi się w utratę wartości aktywów. W krótkim okresie taka sytuacja nie doprowadzi do stagnacji firm. Długotrwały spadek poziomu produkcji będzie już wyraźnym sygnałem pojawiającej się recesji. W takiej sytuacji nie będziemy już mówili o szoku podażowym, lecz o kryzysie w konkretnej firmie.


 


Płynność finansowa w poszczególnych sektorach

Sektor spożywczy – spływ należności jest bardziej terminowy. Mimo to i tak upada wielu producentów podstawowych artykułów spożywczych. Bardziej terminowy spływ należności nie wiąże się więc z poprawą kondycji odbiorców, ale raczej z obroną swoich kapitałów przez producentów spożywczych, a nawet nierzadko płynności finansowej przez sprzedających, usilnie poszukujących i gromadzących gotówkę. W sytuacji utrzymującego się, a nawet rosnącego popytu (napływ uchodźców), niedoborów i mniej lub bardziej skokowego wzrostu cen to sprzedający wybierają, komu w danej sytuacji sprzedać swój towar i powierzyć tym samym swoje środki finansowe. Coraz częściej wybierają i promują tych, którzy przynajmniej częściowo regulują zobowiązania gotówką, a nie tylko na kredyt kupiecki, co skraca obieg należności.

Sektor wyrobów metalowych – jak na razie nie wzrosły w tym sektorze trudne długi (de facto straty), ale widać już wydłużanie się okresu obiegu należności w ostatnim kwartale. Dystrybutorzy i producenci stali są wyczuleni na sytuację rynkową i w ostatnich latach reagowali z wyprzedzeniem, aktywnie chroniąc należności – należy więc oczekiwać, że także obecnie są w stałym kontakcie z odbiorcami i starają się zmniejszyć swoją ekspozycję na ryzyko, wiążącą się m.in. z mniejszym popytem ze strony budownictwa (zapewne przejściowym) oraz przemysłu.

Tekstylia – jak na razie widać odbudowę po trudnych pandemicznych latach, gdy zamknięcie handlu, jak i ludzi w domach mocno uderzyło w dostawców. Niemniej jednak niepewna sytuacja związana z ograniczeniem wydatków przez konsumentów (zmniejszenie dochodu rozporządzalnego na skutek inflacji i wysokich cen energii) skłania dostawców do mniejszej elastyczności w sprzedaży, do zmniejszania tolerancji na opóźnienia w płatnościach i do skracania obiegu należności, o czym świadczy skrócony DSO (okres obiegu należności).

Transport – widoczne problemy sektora, mniejsza płynność rynku, o czym świadczy pewien wzrost zarówno odsetka trudnych długów, jak i średniego okresu regulowania należności przez odbiorców. Skończył się jak na razie okres poprawy, jaki notowany był w drugiej połowie 2021 r., gdy rosły popyt i wymiana handlowa, w rezultacie także firmy transportowe mogły skuteczniej egzekwować swoje należności.

Źródło: dane z Programu Analiz Branżowych Allianz Trade.